Odcinek 8 - Wycieczka (część 2)

Odcinek zaczyna się w hotelowym pokoju chłopaków. Jako pierwszy budzi się Roman, krótko po nim Grzegorz. Roman idzie do łazienki, w której spędza ponad 20 minut.
G: Romek, długo tam jeszcze?
R: Jeszcze chwila!
G: Siedzisz tam już 20 minut! Co ty, smerf Laluś jesteś?
Paweł przebudza się przez marudzenie Grzegorza.
P: Daj mu skończyć...
G: Dałbym, gdyby nie zajmował łazienki przez 20 lat!
Ty: Ale on siedzi tylko 20 minut!
G: Cicho, Tytus! Dawaj no, wychodź!
R: Przystojny facet musi pachnieć!
Grzegorz zaczyna szarpać klamkę do łazienki, które w końcu się otwierają. Jego oczom ukazuje się Roman bierzący prysznic.
R: Czy mógłbyś...
G: Ty się serio rano myjesz?
R: ZAMKNĄĆ DRZWI???
Grzegorz zatrzaskuje drzwi nerwowo i zaczyna chodzić w kółko po pokoju. W międzyczasie Roman zaczyna czesać swoje włosy, jednak cały czas odstaje mu jeden kosmyk. Próbuje wszystkiego, twardszego grzebienia, pianki, żelu, na marne. W końcu decyduje się obciąć niesforny kosmyk, jednak niefortunnie obcina sobie niemal wszystkie włosy.
R: Co jest??? Chłopaki, straciłem włosy!
G: Nie pierdol, wyłaź z łazienki!
Roman wychodzi z łazienki praktycznie łysy, ku zdziwieniu Grzegorza i Pawła.
P: Co do?!
Tytus zostaje wyrwany ze snu.
Ty: Co jest?!
Spogląda się na łysego Romana i zaczyna krzyczeć.
Ty: Potwór! Zaraz go pokonam!
Tytus rzuca się na Romana z poduszką i zaczyna go bić.
R: Kretynie, to tylko ja!
Ty: Potwór pożarł Romana!
Paweł odciąga Tytusa od Romana.
P: Dobra, chodź Tytus na śniadanie.
Ty: Śniadanie!
P: A ty Romek, weź lepiej załóż... cokolwiek! Nie mam nic takiego co mógłbym Ci dać.
Paweł i Tytus idą na śniadanie, zostawiając Grzegorza i Romana ze swoim problemem. Roman zaczyna przeszukiwać swój bagaż, jednak znajduje tam jedynie ręcznik. Zawiązuje go wokół głowy, nie wygląda najlepiej - ale to też coś.
R: Jak wyglądam?
G: Jak debil, czego się spodziewałeś? Oklasków? Chodź na śniadanie.

W hotelowej kawiarni chłopcy jedzą śniadanie.
G: Więc, panie przewodniku, gdzie chcesz nas zabrać?
P: Wiecie, nadal nie mam jakiegoś celu podróży...
R: Miałeś na to cały wieczór!
Ty: Mam ochotę na gacie!
Pozostała trójka patrzy na Tytusa z obrzydzeniem.
Ty: Co, w menu przecież pisze "gacie"!
G: Daj mi to.
Grzegorz bierze menu z rąk Tytusa i je czyta.
G: Gdzie ty niby widzisz gacie?
Ty: O tutaj!
Tytus wskazuje na pozycję w menu "Guacho de Mariscos".
G: Widać kto tu jest skończonym palantem.
P: Nie krytykuj, sam kiedyś nie umiałeś czytać!
G: Odezwał się beksa.
P: Kogo nazywasz beksą?
R: Spokój! Musimy się czymś posilić przed naszą wycieczką.
Do stolika podchodzi kelner, ten sam co poprzednio.
K: Good morning guys, may I get your orders? (Czołem chłopcy, co chcecie zamówić?)
P: Just a piece of this... key lime pie... yeah... (Dla mnie będzie... no, ta tarta limonkowa...)
Ty: Gacie na wynos!
P: He wants a Guacho de Mariscos. (Kolega chce Guacho de Mariscos.)
R: Do you guys have a... swedish table? (Mają państwo, szwedzki stół?)
K: Ahh, no. All our tables are finest American tables! (Nieee, nasze stoły są amerykańskie!)
G: I think he meant an all-you-can-eat buffet. (Chyba koledze chodziło o szwedzki bufet.)
K: Oh, I get it now! Follow me, guys. (A, już rozumiem! Chodźcie za mną!)
Kelner prowadzi Romana i Grzegorza do bufetu.
P: No i zostaliśmy sami...
Ty: Pawi!
P: Co Tytus?
Ty: Zobacz, co znalazłem za łóżkiem!
Tytus wyciąga z kieszeni pająka.
P: Tytus, daj mi tego pająka.
Ty: Nie, to mój kolega!
P: Tytus, powinniśmy go wypuścić.
Ty: Nie dam Ci skrzywdzić Henia!
P: Henia?
Ty: Chodź Heniu, uciekamy!
Tytus ucieka z restauracji i wraca do pokoju.
P: Do diaska z tym dzieciuchem! Ech, chyba pójdę sobie zrobić kawę.

Przy szwedzkim stole stoi masa gości, Grzegorz zaczyna się niecierpliwić.
G: No dalej no! Come on!
R: Zobacz, tam się zwolniło miejsce!
Roman i Grzegorz idą do wolnego miejsca, jednak miejsce zajmuje im biznesmen.
B: Excuse me, youngsters. (Wybaczcie mi, młodzi.)
R: Ooo, jeszcze tam jest wolne!
Roman i Grzegorz idą do kolejnego miejsca, które ponownie zajmuje inny gość.
Go: Hehe, sorry.
Sytuacja powtarza się jeszcze kilkukrotnie, ostatnim razem miejsce zajmuje im otyła Meksykanka.
M: Get your own spot, dorks! I'm starving here! (Won po inne miejsce, zgredy! Umieram z głodu!)
W Grzegorzu natychmiast zaczyna się gotować, jednak Roman go w porę odciąga.
R: Chodź, przyjdziemy tu za chwilę.
G: Nie! Jestem głodny! A głodny Grzegorz to zły Grzegorz!
R: Grzesiek, no weź! Podejdziemy do lady i coś zamówimy!
G: Nie! Ja chcę szwedzki stół.
R: To tam siedź, ja idę zamówić sobie coś z lady.
Roman odchodzi od szwedzkiego stołu, Grzegorz rozmyśla się i idzie za nim.
G: Zaczekaj!

Paweł rozmawia z Andżeliką online, przy swoim stole.
P: No więc, Tytus uciekł z pająkiem, a chłopaków diabli ponieśli! Zostawili mnie tu samego...
A: I nadal uważasz ich za kolegów?
P: A czemu miałbym nie?
A: Jesteś zbyt inteligentny, by się z nimi zadawać.
P: Ale Andżela, to przecież moi jedyni koledzy! I... i bracia... No, w pewnym sensie!
A: No ale pomyśl, co oni dobrego dla Ciebie zrobili?
Z na przeciwka nadciągają Roman i Grzegorz z ogromną ilością jedzenia, obijając się o inne stoły.
A: Kto to tam idzie?
P: Romek z Grześkiem, niosą... nie widzę co oni niosą. Ale mniejsza o to, ja wciąż czekam na swój placek.
Roman niemal się nie wywraca o stół, upuszczając swoje jedzenie. Idealnie rozsuwa się po stole w linii, po nim Grzegorz rozkłada talerze.
R: Pawi, zobacz na to!
P: Po kiego grzyba tyle tego jedzenia wzięliście?
G: Założyłem się z Romkiem, kto zje więcej żarcia!
A: Uuu, chcę to zobaczyć!
P: Zobaczysz, komu kibicujesz?
A: Romek ma większe szanse!
R: Dzięki, słoneczko...
A: A właściwie, niech będzie Grzesiek!
G: Dzięki, Angie!
R: A- ok...
P: Szkoda, że Tytusa nie ma z nami.
W międzyczasie Tytus bawi się z pająkiem, karmiąc go herbatnikami.
Ty: Masz Heniu, łap herbatnika!
Tytus rzuca pająkowi krakersa, jednak zostaje zgnieciony pod jego ciężarem.
Ty: Heniu, nieeeeeeee!

Chłopacy idą przez miasto. Tytus nadal jest smutny po zabiciu swojego przyjaciela.
R: Głowa do góry, Tytus! Zaraz pójdziemy do jakiegoś Starbucksa i wyrwiemy jakieś laski!
Ty: Laski?!
G: O nie, nie, nie. Moja stopa nie spocznie nawet na centymetr w tym pseudolewackim szambie.
P: Nie marudź, napijesz się amerykańskiej kawy!
G: Pfu, Ameryka...
R: Chodź, mają tam ładne kobiety!
G: Pfu, kobiety...
P: Chodź.
G: Nie!
P: Chodź!
G: NIE!
P: To sobie siedź na dworze!
G: W dupie to mam!
Paweł, Tytus i Roman wchodzą do Starbucksa na rogu ulicy, w którym siedzi masa atrakcyjnych kobiet.
R: Chłopaki, jesteśmy w raju!
P: Nie zagadasz do żadnej!
R: Chcesz się założyć?
P: No, no dawaj!
Roman podchodzi do pierwszej lepszej dziewczyny, siedzącej samotnie przy ścianie.
R: Hey sugar, wanna grab a drink? (Hej słodka, napijemy się czegoś?)
D1: Dude, I have a boyfriend. (Koleś, mam chłopaka.)
R: Does it really matter? No girl can resist Roman! (No i co z tego? Żadna nie oprze się Romanowi!)
D1: Mark! Can you help me with this guy? (Mark, chodź tu! Jakiś typ mnie zaczepia!)
Z łazienki wychodzi Mark, napakowany facet mierzący blisko dwa metry.
M: Get out of here, punk. She's mine. (Idź stąd, cieniasie. Ona jest moja.)
Tymczasem przy ladzie...
P: So, just three lattes please. (Więc, dla nas będą trzy kawy.)
Barista: $10.50.
Paweł przekazuje baristce pieniądze.
B: Sir, you know that you're 50 cents short? (Proszę Pana, brakuje 50 centów.)
P: Snap... (Cholibka...) Tytus, masz jakąś kasę?
Ty: Czekaj, zobaczę!
Tytus zaczyna grzebać w pępku, po czym wyciąga brudne 50 centów.
Ty: Masz!
Zniesmaczony Paweł odbiera 50 centów od Tytusa i przekazuje je baristce.
B: Would you like to leave a tip? (Zostawi Pan jakiś napiwek?)
P: No, thank you. (Nie, podziękuję.)
B: And your name for your coffees? (A jakie imię mam wpisać na kawę?)
Zanim Paweł może cokolwiek powiedzieć, Tytus szepcze baristce imiona na ucho.
P: Tytus, co ty-
Ty: Zobaczysz!

Tymczasem, Roman podrywa kobiety siedzące przy stolikach. Za każdym razem zostaje odrzucony, jednak to do niego zagaduje dziewczyna o niskim głosie.
D2: Hey, sugar. (Hej, słodki...)
Roman natychmiast rozpoznaje transseksualistę, od którego ucieka. W międzyczasie, Grzegorz przesiaduje na zewnątrz w pełnym słońcu. Jest cały spocony, w pobliżu nie ma żadnych parasoli. Poza jednym, którego tkanina jest a jakże inaczej, tęczowa. Wkurzony Grzegorz zaczyna szarżować w stronę parasola, pod którym stoi grupa osób. Wyrywa go z ziemi, łamie i wyrzuca do kontenera niczym oszczep. Rozwścieczony tłum zaczyna gonić Grzegorza, który ucieka, podśmiechując się. Wszystko z kawiarni widzi pozostała trójka.
P: Co za debil...
Ty: Paweł, nasza kawa! Posłuchaj co im powiedziałem!
B: We have an order for DaMess, Farnackel, and uhhh... Nate Higgers. (Zamówienia dla DaMessa, Farnackla i Nate'a Higgers'a.)
Tytus i kilka osób w kawiarni wybucha śmiechem, wkurzony Paweł chwyta Tytusa za koszulkę.
P: Co ty im powiedziałeś? Co to za imiona?!
Ty: DaMess brzmi jak dumbass, czyli debil! Farnackel jak fartknuckle, czyli opierdziany palec, a Nate Higgers to po prostu Hate Ni-
P: Ogarnij się! Już dosyć wstydu nam narobił Grzechu!
R: A swoją drogą, gdzie Grzesiek?
Grzegorz nadal jest goniony przez tłum liberałów, wbiega do kawiarni i chwyta chłopaków.
G: Chłopaki, wiejemy!
Cała czwórka ucieka przed wściekłym tłumem.
P: Coś ty zrobił?
G: Zniszczyłem tęczowy parasol! Koniec z pedalizacją świata!
P: Ty debilu!

Grzegorz zaciąga chłopaków do alejki na rogu ulicy, obok którego przebiega wściekły tłum.
G: No i z głowy. Widzicie, znowu nam się upiekło.
R: No co ty nie powiesz?
W alejce stoi tajemnicza postać, która jest przysłonięta kontenerem. Zza niego wyłania się dziwnie znajomy mężczyzna, który jest przebrany za przewodnika wycieczki.
Pr: Witajcie, zgubiliście się?
P: A Pan to kto?
Pr: Jestem... yyy... Jacek! Jestem waszym przewodnikiem i oprowadzę was po Kalifornii!
Ty: Nie zamawialiśmy przewodnika!
Pr: Chodźcie, zapoznam was z moimi ludźmi!
Przewodnik prowadzi chłopców do trójki gangsterów stojących na rogu ulicy.
Ty: Chłopacy, Ci typa wyglądają podejrzanie...
Pr: A to są moi koledzy, Rafael, Daniel i Miguel.
Cała trójka zachowuje kamienne twarze. Przewodnik szepcze coś do Daniela, który dalej przekazuje wiadomość Rafaelowi i Miguelowi.
Da: Ok, niños, come with us. (Dobra, chodźcie z nami, mali.)
Daniel prowadzi chłopców po głównej alejce.
Ra: Miki, llevemos a estos cabrones al callejón sin salida. (Miguel, zaprowadźmy gówniarzy do alejki.)
M: ¡Vamos a comernos sus entrañas! (Wyżremy ich wnętrzności!)
R: Escribano, distráelos con algo. (Escribano, weź ich czymś zajmij.)
Da: Ok, listen up. We're gonna visit a burger shop for dinner. (Dobra, słuchajcie. Zajdziemy tam do burgerowni na obiad.)
Ty: But it's just 11 AM! (Ale jest dopiero jedenasta!)
Da: Shut up, we're eating now. (Morda w kubeł, jemy teraz.)

Daniel prowadzi wszystkich do burgerowni. Przewodnik i Meksykańcy siadają przy jednym stoliku, chłopaki przy drugim.
P: Nie uważacie, że ten Jacek i ci jego koledzy zachowują się jakoś podejrzanie?
R: Jak gangsterzy!
G: Ty no, faktycznie. Miejmy na nich oko.
Ty: Kiedy jemy?
P: Nie zamawiajmy nic, posłuchajmy ich.
Chłopcy przysłuchują się rozmowie przewodnika.
R: And then, we'll hand them over to the Cobras. (A potem, zaprowadzimy ich do Kobr.)
Da: When we get there, we're all gonna skin the little twerps. (Jak dojdziemy, to ich razem oskórujemy.)
Pr: But how are we gonna draw their attention? (Ale jak ich zawołamy?)
M: Tell 'em that one of them said the n-word! (Nakłam im, że jeden z nich powiedział słowo na Cz!)
Pr: Sounds like a plan. (Brzmi jak plan.)
P: Rozumieliście coś? Bo ja nic. Mają mocne akcenty!
G: Mówili o jakichś Kobrach.
Ty: Ja, chcę, jeść! Ja, chcę, jeść!
Da: Come on, order something, damn it! (No, zamawiać, cholera jasna!)
Ty: I'm not hungry! (Ale nie jestem głodny!)
Ra: Yes you are! (Właśnie że jesteś!)
Tytus i Rafael patrzą na siebie przez chwilę.
Ty: Ok! I am hungry! (Ok! Jestem głodny!)

Po chwili, wszyscy wychodzą z burgerowni.
Pr: Ok, time for the big plan! (Panowie, pora działać!)
Przewodnik prowadzi chłopców do zaułka, w którym mieszkają członkowie gangu Kobry. Po drugiej stronie ulicy mieszka wrogi gang, Kości Meduzy.
Pr: Dobra, jesteśmy na miejscu.
P: A może zechcesz nam coś powiedzieć?
Pr: Co?
R: Słyszeliśmy waszą rozmowę!
Pr: Jaką rozmowę, o czym wy znowu pier-
Ty: Wywlekliście nas tutaj, aby nas zabiły Kobry!
Pr: Mądry jesteś, mądry, Tytus.
Ty: Skąd znasz moje imię?
Pr: Tak naprawdę nie jestem waszym przewodnikiem.
Przewodnik przeczesuje włosy i ściąga przebranie. Tak naprawdę jest nim Twórca.
Tw: Niespodzianka, szmaty!
P: O wow, wielkie rzeczy. Nie spodziewałem się tego normalnie...
Tw: To nie wszystko... Hey Cobras, this kid just said the n-word! (Hej Kobry, ten dzieciak powiedział słowo na cz!)
Z domów natychmiast wybiega masa czarnoskórych gangsterów. Jeden z nich łapie Pawła za kołnierz.
Ga1: Who you calling a nigga, huh? (Kogo nazywasz czarnuchem, no co?)
W międzyczasie Twórca, Daniel i Rafael zdążyli się zmyć. Miguel potknął się, próbując uciec.
Ga2: Hey, there's that mofo Graciani! (Tam jest ten skurwol Graciani!)
Ga3: Kill him! (Zabić go!)
Gangsterzy oddają strzały do Miguela, który obrywa trzykrotnie w klatkę. Umiera chwilę później.
Z drugiej strony ulicy wybiegają Meduzy, latynoski gang do którego należą Rafael i Daniel.
Km1: ¡Están acabados, imbéciles! (Już po was, debile!)
Latynosi oddają strzały do czarnoskórych, którzy odpowiadają ogniem. Uliczkę zasypują pociski, sypiące się z obu stron.
G: Chłopaki, spierdalamy!
Paweł i pozostali uciekają w podskokach z uliczki, jedna z kul dosięga Romana. Raniony w rękę pada na ziemię.
P: Ruchy, ruchy!
Nagle pod uliczkę przyjeżdża Diego, taksówkarz.
D: Ninos, wsiadajcie!
P: Diego, co ty tu robisz?
R: Moja ręka, chłopaki! Postrzelili mnie!
D: Przyleciałem na wakacje do Carlity!
G: Skończ pierdolić, gaz do dechy, do hotelu!
Ręka Romana krwawi obficie, nie może nią ruszać.
Ty: Zawiążmy mu jakiś ręcznik!
P: Ręka nad serce, pamiętajcie! Trzymajcie jego rękę nad sercem!
Chłopacy zawiązują Romanowi koszulę wokół prawego przedramienia.
W pokoju, Roman siedzi z obandażowaną ręką na swoim łóżku.
R: Chłopaki, nie czuję się tutaj bezpiecznie.
G: Daj spokój, a twoje kobiety?
R: Nie mam siły na kobiety. Chcę już do domu.
P: Przyjechaliśmy tutaj na cały tydzień, a ty już chcesz do domu?
Ty: Ja też nie chcę tu już być!
G: Szczerze? Ja też.
P: Dobra, coś się wymyśli. Spakujcie się, zaraz pojedziemy na lotnisko.
R: Będę tęsknił za Kalifornią...
Paweł wychodzi na korytarz, aby zadzwonić na lotnisko. Po chwili wraca z informacją.
P: Dobra, jeśli się pospieszymy, zdążymy jeszcze na samolot o 15.
G: No to ruchy! Dawać! Dawać!
Cała czwórka zaczyna się pakować w zawrotnym tempie, po czym biegną na lotnisko. Ponownie przechodzą przez bramki, ostatecznie docierają do samolotu dwie minuty przed 15.

P: Zdążyliśmy!
G: Nie ma wolnych miejsc, no do chuja!
R: Ej, tam są!
Roman próbuje wskazać na wolne miejsca swoją ręką, jednak nie może jej unieść. Tytus pokazuje na cztery siedzenia z tyłu po środku, na które siadają chłopcy.
Ty: Ciekawe dokąd prowadzą te drzwi!
R: Tytus, nie!
Paweł i Grzegorz łapią Tytusa i przywiązują go do fotela.
G: Żadnej katastrofy mi tu nie będzie! Nie na mojej zmianie!
Nagle przez głośniki rozlega się komunikat pilota.
Pi: Attention, travellers! We are having an engine fire! We are going to have to do an emergency stop in Santa Santana! (Uwaga, podróżni! Nasz silnik zaczął się palić! Będziemy lądowali awaryjnie w Santa Santanie!)

Cały pokład zaczyna panikować, ludzie krzyczą, modlą się, chowają pod fotelami.
Pi: Brace for impact! (Przygotować się na uderzenie!)
Samolot zaczyna się trząść, po czym uderza w ziemię. Pęka wszerz, przód samolotu ze skrzydłami zostaje wyrzucony w powietrze, część ogonowa zaczyna się ślizgać po płycie lotniska. Chłopacy kurczowo trzymają się swoich siedzeń, jednak fotel Romana zostaje wyrwany i wypada. W ostatniej chwili łapie się fotela przed nim, przytrzymuje go również Paweł. Przód samolotu uderza w hangar i wybucha, ogon ślizga się wprost na inny, startujący samolot.
G: O kurwa!
P: Lecimy na niego!
R: Zginiemy!
Ty: Haha, a ja jestem przywiązany do fotela!
Pilotowi drugiego samolotu udaje się w porę oderwać od ziemi, a ogon się zatrzymuje na środku pasa.
Ty: Jesteśmy w domu!
P: Chłopaki, jesteście cali?
R: Moja głowa...
G: Jeszcze żyję...
Paweł, Roman i Grzegorz opuszczają wrak i idą do domu.
Ty: Chłopacy, a ja?
Grzegorz wraca po Tytusa i go odwiązuje.
Ty: Dzięki!

Do mieszkania wraca nasza paczka, wcześniej niż mieli. Magda jest zdziwiona szybkim powrotem chłopców z Kalifornii.
M: Szybko wróciliście.
A: Magda, zobacz co leci w telewizji! Szybko!
Magda przybiega do salonu, za nią chłopacy. Ich oczom okazuje się dopalający się wrak samolotu.
Ty: My lecieliśmy tym samolotem!
M: O mój Boże, tam przecież leciał też Diego!
P: Znasz Diega?
M: Tak, to mój przyjaciel!
P: Diego na pewno przeżył, nie martw się. Widziałem go z tyłu.
G: Tył ucierpiał najmniej, my tam siedzieliśmy
M: To cud! To cud, że on przeżył!
R: Prawie wypadłem z tego samolotu! I prawie mnie zastrzelili w tych Stanach!
G: Nigdy więcej nie lecimy do USA.
P: Nie martwcie się, następnym razem polecimy na Portoryko!
Pozostała trójka zaczyna krzyczeć i się wykłócać z Pawłem. Odcinek kończy się iris outem na kłócących się chłopców.

Koniec odcinka 8.


.