Odcinek 7 - Wycieczka

Chłopcy przechadzają się po centrum miasta. Termometry pokazują grubo ponad 32 stopnie, mimo że lato dopiero co się zaczęło.
P: Chłopacy... tak mi się chce pić...
R: Nie tobie jednemu. Chodźmy znaleźć jakąś fontannę.
Ty: Ale fontanny są brudne! Tam przecież gołębie z nich piją!
G: Lepiej znajdźmy jakiś bar czy coś, zaraz naprawdę wyschnę.
Ty: Widzę jakąś pizzerię!
Chłopacy kierują się w stronę pizzerii na końcu przecznicy. W pewnym momencie Tytus potyka się o ulotkę.
P: Ty tak na serio? Potknąłeś się o kawałek papieru?
Ty: Chłopacy, tu coś pisze!
G: Daj, ja zobaczę, bo ty nawet czytać nie umiesz. Biuro podróży w San Santanie zaprasza na wakacje...
R: Pojedźmy na wakacje na Karaiby! Tam mają gorące laski! Wygrzmociłbym jedną pod palmą kokosową!
Ty: Na Karaibach rosną kaktusy!
P: Chyba w Meksyku, Tytus. Kaktusy rosną w Meksyku.
R: I w Ameryce!
G: Właśnie mówimy o Ameryce, cepie. Meksyk i Karaiby są w Ameryce.
Paweł przygląda się ulotce.
P: Czekaj, czekaj. Co tu pisze?
G: Gdzie?
P: Tam na dole, w żółtym kółku!
G: Widzę coś... Specjalna oferta last minute, przyprowadź trzy osoby i dostaniesz 80% zniżki.
Ty: To wcale nie brzmi podejrzanie!
R: Gdzie to jest?
G: W Ameryce!
P: Ale w jakiej Ameryce? W kraju, czy może na kontynencie?
G: A ja wiem? Nie byłem dobry z geografii.
Ty: Chłopacy! Chodźmy!
Tytus ciągnie chłopaków do biura podróży.

Chłopcy docierają do biura podróży. Przy biurku siedzi Chucky, agent turystyczny.
C: Witam was, chłopcy! W czym mogę wam pomóc?
Ty: Znaleźliśmy waszą ulotkę! I oferujecie wyjazd do Ameryki!
G: Oferujecie 80% zniżki dla czterech osób!
C: 80%? Pokażcie no tą ulotkę...
Chucky przeciera ulotkę, z 80% robi się 30%.
C: Zniżka wynosi 30%. Nie 80.
G: Ty tak na serio, kolo?
C: Myśleliście że takie podróże tanio kosztują?
P: Gdzie polecimy do tej Ameryki?
C: Pozwólcie, że zobaczę plany podróży.
Chucky wyciąga gigantyczną mapę zza swojego biurka. Na niej zaznaczone są różne cele turystyczne.
C: Proszę bardzo, mapa naszych celi. Szukaliście podróży do Ameryki?
R: Do Ameryki, na Karaiby!
P: Nie, lecimy do Ameryki!
G: On mówił o Ameryce, głąbie.
P: Jezus Maria, nie chodzi mi o kontynent, ale o kraj!
C: A, Ameryka! USA! Już rozumiem! Zobaczmy... mamy trzy opcje. Kalifornia za 12 tysięcy, Boston za 11 tysięcy i Góry Skaliste za 14 tysięcy.
P: Chłopaki, narada.
Chłopacy zaczynają się naradzać, Tytus chce jechać do Gór Skalistych, Paweł do Bostonu, Grzegorz i Roman do Kalifornii. Podczas narady wybucha niemała kłótnia, każdy usiłuje dopiąć swego. W końcu to Grzegorz i Roman stanowią większość, więc zdanie należy do nich.
C: Więc, gdzie lecicie?
G: Kalifornia. Chcemy lecieć do Kalifornii.
P: Boston jest lepszy, żałuj że tam nie polecisz.
G: Nie ufam Bostonowi, od czasów tego nieszczęsnego maratonu. Ojciec mojego kolegi niemal tam nie zginął!
P: To są inne czasy.
G: A ojca drugiego okradli i pobili w biały dzień!
Ty: Wy nigdy nie byliście w górach! Żałujcie że TAM nie pojechaliście!
R: Nikt nie chce jechać do twoich gór!
P: No dobra, niech będzie ta Kalifornia.
C: Ok, 12 tysięcy za każdego z was.
G: Ja płacę. Dajcie pieniądze.
Chłopacy opróżniają kieszenie z pieniędzy i dają Grzegorzowi. Chucky przekazuje im bilety do samolotu.
C: Jutro lecicie o 7 rano. Przyjedźcie tak z półtora godziny wcześniej, żebyście nie czekali. Wylatujecie z miasta o 7, będziecie na miejscu około 20. Nie zapomnijcie nastawić zegarków jak będziecie na miejscu.
P: Dziękujemy.
Chłopcy opuszczają biuro podróży z biletami.
R: Pawi, jak myślisz, mają tam ładne kobiety w Kalifornii?
P: Nie wiem, ale słyszałem że mają tam dużo Meksykanek i Azjatek.
R: Zajebiście, zawsze chciałem by taka Azjatka mnie dosiadła.
G: Ty się tak nie ciesz, bo jeszcze sprzeda Ci jakiegoś hiva.

Chłopcy przychodzą do domu, tam czekają na nich Magda i Andżelika.
P: Cześć Magda...
M: Cześć, co tam u was?
Ty: Lecimy do Ameryki!
G: Do Kalifornii.
A: O której?
P: Jutro o 7 odlatujemy z SS, będziemy musieli się zabrać na lotnisko gdzieś o 4 rano.
R: Lepiej chodźcie się spakować, musimy się jeszcze wyspać.
Roman prowadzi Tytusa i Grzegorza do salonu, Paweł idzie z Andżeliką do pokoju. Paweł próbuje spakować swoje ubrania do walizki, jednak nie może się z nimi zmieścić. Próbuje je upchać na każdy możliwy sposób, jednak nie może się domknąć.
A: Pomóc Ci?
P: Jeśli możesz.
Andżelika wyciąga ubrania Pawła z walizki i ponownie je układa w zawrotnym tempie. Paweł nie może uwierzyć w tak szybką robotę koleżanki.
P: Jak to tak szybko zrobiłaś?
A: Nauczyłam się tego przez internet. Zamierzam na następny rok iść do technikum hotelarskiego!
P: No, super.
A: A ty na jakim kierunku jesteś?
P: Cóż... to trochę skomplikowane. Rzuciłem szkołę z chłopakami w 2 klasie.
A: I nie boisz się że przyjdą po Ciebie i cię tam zabiorą?
P: Czego mam się tam bać? Że dyro przyjdzie i osobiście mnie za nogi wyciągnie z domu? No weź, nie dam mu się.
Paweł kontynuuje pakowanie swoich rzeczy, uwinął się z nimi bardzo szybko. Decyduje się zajrzeć do salonu, do chłopaków, gdzie panują dantejskie sceny. Tytus biega po pokoju z koszulką na głowie, Roman leży w walizce związany skarpetami, a Grzegorz ogląda obrady Sejmu, przy okazji wyzywając lewicowych polityków.
Ty: Pożera mnie koszulka! Zdejmijcie ją, zdejmijcie ją!
P: Chyba żartujecie... Co za imbecyle... Sami się z tym teraz targajcie!
Z niedowierzaniem Paweł opuszcza salon i idzie posłuchać muzyki. Zaciekawiona Andżelika podsiada się do niego.
A: Czego tam słuchasz?
P: Słucham nowego kawałka Kazika i jego bandy. Posłuchaj sobie.
Paweł daje Andżelice słuchawkę.
A: Jakoś mi nie odpowiada... Zbyt energetyczny...
P: To jest rock! Rock musi być energetyczny!
Paweł zaczyna headbangować do piosenki Gimme Five, podśpiewując pod nosem.
Nastaje noc, wszyscy smacznie sobie śpią. Z mieszkania obok wydobywają się dźwięki libacji. Sąsiedzi puszczają głośno disco polo i głośno śpiewają. Grzegorz nie wytrzymuje i wychodzi z łóżka. Poza kadrem można usłyszeć, jak Grzegorz bije sąsiadów i niszczy ich głośniki.
G: Ja wam kurwa dam, ja wam dam... imprezę... na cały blok...
Grzegorz nie zdążył dotrzeć do łóżka i zasnął w holu.

Wszyscy budzą się przez budzik Tytusa, który gra Baby Sharka.
Ty: Wstajemy!
R: C... co ty masz za budzik...
Ty: Baby Shark! Posłuchajcie!
P: Weź to ścisz... sąsiadów pobudzisz.
G: Niech... mają... za swoje...
Tytus energicznym krokiem rusza do kuchni aby przygotować sobie płatki. Krótko po nim wstaje Grzegorz.
G: Co Tytus, ty dalej jesz płatki?
Ty: Uwielbiam płatki!
Tytus nie może wytrzymać i je płatki prosto z pudełka.
G: Chyba najpierw musisz je zalać, wiesz?
Paweł i Roman docierają do kuchni i zaczynają pakować swoje śniadanie.
Ty: Chłopaki, zjedzcie coś! Będziecie głodni!
P: Tytus, my zabierzemy ze sobą trochę jedzenia. Nie jesteśmy teraz głodni, zjemy w samolocie.
R: Macie bilety?
G: Ja je mam.
Grzegorz daje reszcie bilety. Nagle do Pawła dzwoni Diego, taksówkarz.
P: Halo?
D: Hola, muchachos! Jak dobrze was słyszeć! Już jadę po was, będę tam za quince minutos!
P: Za ile?
D: Quince. Uno, cinco! Quince.
P: A, za piętnaście. Dobrze, już wychodzimy. Na razie.
D: Na razie!
P: Słyszeliście, no to lecimy!
Ty: Ale jeszcze musimy dojechać na lotnisko!

Diego zawozi chłopców na płytę lotniska.
D: Por favor, jesteśmy!
R: Chłopaki, zajebiste w dechę to lotnisko!
P: Nigdy nie latałem samolotem...
D: No to hasta luego, niños!
Ty: Na razie!
Chłopcy przemierzają przez lotnisko, w celu odnalezienia swojego samolotu.
P: Lot 1733, bramka 3C...
Ty: To Airbus, A220! Hyhy.
G: No i zajebiście, bramki.
P: Musimy przez nie przejść.
Tytus i Roman bez problemu przechodzą przez bramkę, jednak w przypadku Pawła i Grzegorza ich bramki zaczynają piszczeć, co przykuwa uwagę obsługi.
O1: No to się rozbieramy.
P: Czy będziemy musieli się cali rozebrać?
O2: Zobaczymy. Kolega pójdzie ze mną, Remek się tobą zajmie.
Re: Musisz ściągnąć buciory.
P: No dobra...
Paweł ściąga swoje glany, które Remek mu je żartobliwie zabiera.
Re: Fajne buciory, mogę je zatrzymać?
P: Nie! Są moje!
Re: Żartowałem, trzymaj.
Paweł przechodzi przez bramkę, gdzie z chłopakami czekają na Grzegorza. Mija dobre 15 minut i wychodzi z pokoju dla obsługi.
O2: A mogłeś powiedzieć od razu.
G: Chuja tam!
R: Co tak długo?
G: Implanty mam w zębach, tytanowe.
P: No wiesz, mogli pomyśleć, że nie daj Boże tam jakąś bombę trzymasz.
Na lotnisku rozbrzmiewa się alarm.
P: Ale żadnej bomby tam nie miał! Nie potrzeba żadnego alarmu!
Alarm nie dotyczył chłopców, jednak kobiety uciekającej przed obsługą.
K: Nie rozbiorę się, zboczeńcy!
Zdziwieni po prostu patrzą na kobietę. Na zegarze lotniska wybija 7.
G: Ruchy, spóźnimy się!

Chłopacy gonią do samolotu, do którego trafiają w ostatniej chwili. W niewielkim samolocie znajduje się wiele osób. Chłopcy wsiedli jako ostatni, zajmując ostatnie wolne miejsca po prawej stronie samolotu. Przed Tytusem i Pawłem siedzi znajoma im osoba. Jest nią Michał, współpracownik chłopców.
Mi: Cześć chłopcy!
P: Czy my Pana znamy?
Mi: Jestem Michał! Pracuję z wami w Tawny Tim's!
R: Pan też do Kalifornii?
Mi: Do kuzynki lecę!
Samolot startuje.
G: Moje uszy, nic nie słyszę! A ty, Tytus?
Tytusa nie ma w fotelu.
G: Tytus?

Tytus stoi przy drzwiach samolotu.
Ty: Ale wielkie drzwi! Ciekawe dokąd prowadzą!
G: Nie dotykaj tych drz- WIIIIII!
Tytus otwiera drzwi samolotu, przez które wylatują stewardessa i jeden z pasażerów.
P1: Krzysiek!
G: Tytus, Ciebie pojebało?! Zamknij te drzwi!
Ty: Sorka chłopaki.
Tytus zamyka drzwi, jakby nic się nie stało i wraca na miejsce.

Chłopcy opuszczają lotnisko i idą w kierunku 3-gwiazdkowego hotelu. Podchodzą do lady, jednak nie wiedzą jak się dogadać.
P: Znacie angielski?
R: Ja trochę umiem.
Roman podchodzi do recepcjonistki, do której głupio się szczerzy.
R: Hello... we would like... a room... (Dzień dobry... chcielibyśmy... pokój.)
Ty: Powiedz że dla czterech!
R: For 4. (Dla czterech.)
Recepcjonistka wydaje chłopakom klucz.
Rc: Don't forget to come down for supper, guys! (Nie zapomnijcie zejść na kolację!)
G: O czym ona znowu?
R: Oferowali nam kolację.
Ty: Hamburger!
G: No wiesz? Hamburgery w hotelu? Na hamburgery możemy sobie wyjść na miasto.
P: Chodźcie, spróbujemy hotelowego żarcia.
Chłopaki przysiadają przy stoliku na przeciwko lady. Zapach gotowanego mięsa i smażonych warzyw wypełnia całe pomieszczenie.
Ty: Ślinka mi cieknie, chłopaki!
Do stolika podchodzi kelner, mówiący z mocnym akcentem.
Ke: What can I get for you, guys? (Co mogę wam podać?)
Ty: Hamburger!
Ke: Ok, hamburger...
G: Let me get a big steak. (Dla mnie dużego steka.)
Ke: Big steak... (Duży stek...)
P: A chili con carne dish please. (Dla mnie porcję chili con carne.)
Ke: Chili con carne... and for you, sir? (Chili con carne... a dla pana?)
R: Chłopaki, co to jest chowder?
G: Nie wiem, Pawi, co to chowder?
P: Czekajcie, już wyszukam...
Paweł wyszukuje chowder na telefonie, jednak dostaje kreskówkę Chowder.
P: Jakaś bajka...
Ty: Zjadłbym bajkę!
R: No dobra, nieważne.
R: I would like, whatever he's having. (Chciałbym, to coś co kolega.)
Ke: Chili con carne?
R: Yeah, yeah. (Tak, tak.)
Ke: Ok, I'll be right back. (Ok, zaraz wracam.)
Kelner odchodzi od stolika i idzie do kuchni.

Tytus zauważa przy stoliku grupę czarnoskórych gości.
Ty: Omg, niggasy!
Najmłodszy z nich zaczyna uderzać pięściami w stół i krzyczeć. Pozostali obracają się do chłopaków z groźnymi spojrzeniami. Paweł natychmiast odwraca Tytusa do siebie.
P: Excuse our friend... sorry... (Wybaczcie za przyjaciela...) Tytus, co ty odkurwiasz?! Chcesz nam kłopotów narobić?!
Ty: Po raz pierwszy zobaczyłem czarnoskórego!
R: Nie mówi się tak na nich, chcesz żeby nas sprali?
Ty: A jak się na nich mówi?
R: Na pewno nie słowem na N! Idź teraz do nich i przeproś.
Ty: Ale jak?
Tytus zostaje popchnięty do stolika grupy i próbuje z nimi rozmawiać.
Ty: Heyyy... I... (Siemka... ja...)
Grupa obraca się do Tytusa nadal krzywym wzrokiem.
Ty: I love niggas! (Kocham czarnych!)
Cz1: Hey, piss off, ya white trash! (Spieprzaj, biały knypku!)
Cz2: What's the matter with you? (Co jest z tobą nie tak?)
Najmłodszy uderza Tytusa dalej krzycząc.
Ty: A to małpy!
P: Tytus, znowu to powiedziałeś?
Ty: Co? Ja teraz nie powiedziałem nigga!
Grupa czarnoskórych wstaje ze stolika i podchodzi do chłopców. Drugi i trzeci z nich wyciągają pistolety z kurtek.
Cz2: That's it, ya' better get yo' asses the fuck out of here! (Dosyć tego, spierdalać z tąd!)
Cz3: We gonna shoot yo' bitch asses! (Odstrzelimy was!)
Czarnoskórzy oddają kilka strzałów do chłopaków, którzy przerażeni uciekają do windy. W międzyczasie Grzegorz uderza Tytusa z liścia w tył głowy.
G: Ty idioto, ty naprawdę prawie nas pozabijałeś!
Ty: Ale ja chciałem być miły! Ja kocham niggasów!
Przez drzwi windy przedzierają się kolejne trzy kule, jedna z nich trafia Grzegorza w nadgarstek. Na szczęście kula odbiła się od guzików na marynarce, jednak marynarka teraz nadaje się do wywalenia.
G: Moja marynarka! No zaraz cię zajebię, no!
Paweł i Roman przytrzymują Grzegorza, który próbuje urwać Tytusowi głowę.
Ty: Chłopacy, ratujcie!
P: Grzesiek, Grzesiek!
R: Odciągnijmy go!
Winda dojeżdża na piętro chłopaków, z której wypadają.
P: Chodźmy lepiej do pokoju...

Sytuacja się w miarę uspokoiła, każdy jest sobą zajęty. Paweł przygrywa na gitarze, Tytus ogląda filmiki, Roman przesiaduje na portalu randkowym, a Grzegorz krzyczy na Demokratów w telewizji.
R: Pawi, co my właściwie chcemy zrobić na naszej wycieczce?
P: No właśnie... po prostu odpocząć?
G: On nawet nie wie co będziemy tutaj robić!
Ty: Chłopaki, chłopaki! Możemy... wyjść jutro na miasto!
Scena na korytarzu, po nim przechadza się Twórca, który również zabrał się do Kalifornii. Jest obandażowany po ostatnim wyczynie chłopaków, przez który wpadł pod pociąg.
Tw: A, tutaj jesteście... Zemsta będzie słodka...
Znowu w hotelowym pokoju, chłopcy słyszą Twórcę.
P: Słyszycie to?
Ty: To pewnie wiatr!
Tw: No to ja się zmywam! Nic tu po mnie!
Grzegorz otwiera drzwi pokoju, jednak nikogo tam nie ma - Twórca zdążył uciec.
G: Dziwne...
Po czym zamyka drzwi.
P: No dobra, co powiecie na spacer po mieście z rana?
G: O ta, mhm, z rana. I co chcesz tam niby zrobić?
P: No wiecie, pójdziemy... hehe, no...
Ty: Na lody!
R: Do klubu ze striptizem!
G: Nie, nie, nie! Wy debile!
P: Lody to całkiem niezły pomysł...
Pawłowi przerywa telefon od Andżeliki, który odbiera.
P: Hej Angie.
A: Jesteście już na miejscu?
Po drugiej stronie słuchawki jest również Magda.
M: Przywieźcie jakieś pamiątki!
P: Przywieziemy, przywieziemy...
Ty: Chłopaki, jestem zmęczony!
P: Wiecie co, dziewczyny, my się już powoli kładziemy spać...
A: No dobrze, porozmawiamy jeszcze jutro!
M: Dobranoc chłopaki!
P: Dobranoc.
Paweł kończy rozmowę i kładzie się do łóżka, obok Tytusa. Tytus już chrapie, pozostali chłopcy też śpią. W końcu i Paweł pokłada się do snu. Nagle po chwili Tytus zrywa się z łóżka i uderza Pawła poduszką.
Ty: Bitwa na poduszki!
P: O ty śmieciu, czekaj no!
Paweł uderza Tytusa swoją poduszką i zaczynają walczyć, wkrótce do nich przyłączają się do nich Roman i Grzegorz. Odcinek kończy się widokiem na pokój chłopców z holu.

Skit na zakończenie odcinka.
Na pustyni znajdują się żołnierze, którzy strzelają do swoich wrogów zza osłony. Jeden z nich zamiast walczyć, rysuje patykiem w piasku.
Ż1: Jacek, co ty robisz?
J: Rysuję.
Ż1: Ooo, mogę zobaczyć?
J: Nie.
Ż1: Dlaczego nie?
J: Będziesz się śmiał.
Ż1: Obiecuję, że nie będę się śmiał.
J: No dobra.
Jacek pokazuje żołnierzowi rysunek kota, na co wybucha śmiechem. Wkurzony Jacek rzuca piaskiem w oczy żołnierza, który pada z krzykiem na ziemię.

Koniec odcinka 7.


.