Odcinek 20 - Chwilowa zmiana

Odcinek rozpoczyna się na zakładach. Paweł i Marcin pakują zamówienia.
Ty: Długo jeszcze?
Ma: Dopóki nie zaczniesz pracować, to będzie długo.
Tytus stoi obok z DSem w ręku.
Ty: Czekaj, muszę przejść ten poziom!
Paweł podchodzi do Tytusa i zabiera jego konsolę.
Ty: Hej, oddaj!
P: Potem sobie pograsz, mamy robotę do wykonania!
Ty: Ale mnie już ręce bolą!
Bo: Stukałeś w konsolę od trzech godzin, więc nie narzekaj mi tu!
Pani Bogusia nagle łapie się za serce.
Bo: Ło Boziu!
Ma: Pani Bogusiu, wszystko dobrze?
Bo: Serducho mi wali jak młot!
Ma: Paweł, weźmy ją lepiej weźmy do Joaśki.
P: Po co?
Ma: Ona się zna na pierwszej pomocy.
P: No niech będzie.
Paweł i Marcin biorą panią Bogusię pod pachy i wyprowadzają z pomieszczenia produkcyjnego. Tytus z kolei sięga po konsolę.
Ty: Haha, znowu popykam w potwory!

Paweł i Marcin przychodzą do sekretariatu.
Jo: Hej.
P: Asia, mamy problem. Pani Bogusia nam na zawał zeszła!
Jo: Jezus Maria!
Joanna wyskakuje ze swojego fotela i podchodzi do Pani Bogusii.
Jo: Nie wygląda najlepiej. Paweł, skocz do Kryśki po defibrylator.
P: Nie lepiej użyć tego w sekretariacie?
Jo: Pogodziński zarezerwował go dla siebie.
Ma: Co za sknera!
Jo: Nie czas na dyskusje, leć! Każda minuta się liczy.
Paweł wybiega z sekretariatu.
Jo: A ty Marcin, nie stój jak kołek! Dzwoń po pogotowie!
Marcin wychodzi z sekretariatu, trzymając w ręce telefon. Joanna nerwowo spogląda na defibrylator, oraz na panią Bogusię, leżącą na ziemi.
Jo: W sumie nic się nie stanie... Szef się nie skapnie...
Joanna sięga po defibrylator i kładzie na klatce piersiowej pani Bogusii.
Jo: Raz, dwa, trzy!
Pani Bogusia budzi się.
Bo: Jezu, co się stało?
Na nieszczęście Joanny, do sekretariatu przychodzi Gruby Paweł.
GP: Asiu, znowu ekspres do kawy szwankuje! Możesz-
Gruby Paweł zauważa Joannę trzymającą w ręku defibrylator i upuszcza swój kubek z kawą.
GP: Co ja mówiłem o używaniu mojego defibrylatora?!
Jo: Szefie, pani Bogusia dostała zawału, no musiałam coś zrobić!
GP: Wiesz ile prądu to zużywa?! Wszyscy do defibrylatora muszą! Mówiłem Ci dawno temu, jak Cześka z defibrylatora strzelałaś, rachunki poszły w górę! Trzeba było iść do Kryśki, ona ma swój!
Jo: Szefie, ale ten defibrylator u Kryśki jest starszy nawet od Jurasa!
GP: Co starszy od Jurasa? Chcesz nas z torbami puścić? Wystarczy, że młody podłączył swojego desesa do agregatu, korki wywalił i musieliśmy bulić dwadzieścia koła za naprawę!
Jo: Szefie, to był nagły kryzys!
GP: Pogadamy sobie po pracy, bo ja tego tak nie zostawię, o nie.

Do sekretariatu wraca Marcin z Pawłem.
P: Przyniosłem defibrylator. O, widzę że już nie trzeba!
GP: Joasia sobie wzięła MÓJ defibrylator i znowu podrożeje prąd! A ty Marcin, co chcesz?
Ma: Karetka już podjeżdża.
GP: W dupę sobie tą karetkę wsadź! Bogusi nic nie dolega, może wracać!
Bo: Szefie, chyba pójdę na chorobowe na jakiś miesiąc.
GP: Bogusiu, ale kto wtedy przejmie stery produkcyjne?
Bo: Ten młody, on się dobrze spisuje. Może jego?
GP: Marcin?
Bo: Nie, Pawełek.
Ma: On tu pracuje tylko kilka miesięcy. A może kogoś bardziej doświadczonego, a może...
Marcin wskazuje na siebie i skina głową.
Bo: Ty się Marcin obijasz, troglodyto jeden.
Ma: Wcale nie!
Bo: Nie podważaj zdania mego, bo to się dla Ciebie źle skończy!
GP: Spokój! Za 15 minut wszyscy widzimy się w konferencyjnej.
Gruby Paweł wybiega do radiowęzła.
GP: Uwaga, uwaga! Spotkanie w konferencyjnej za 15 minut! Zapraszam dział produkcji, zarząd, oraz gabinety 103, 105, 106 i 202!
Tymczasem u Tytusa...
GP: Obecność obowiązkowa! A pan Tytus niech odłoży swojego desesa i ruszy cztery litery na górę!
Ty: Dupa, dupa, dupa! Znowu przegrałem!
Tytus rzuca DSem w ścianę i wychodzi z gabinetu, zatrzaskując przy tym drzwi.

Na konferencyjnej.
Gruby Paweł chodzi w kółko, obok tablicy.
GP: Panie i Panowie, zgromadziliśmy się tutaj w pewnej sprawie. Pani Bogusława Wodo zdecydowała się odejść na miesiąc z pracy, w ramach rekonwalescencji po zawale serca. Dlategoż, musimy wybrać godnego zastępcę pani Wodo. Proszę o ogłoszenie swoich kandydatur.
R: Pawi, czy to aby na pewno dobry pomysł?
P: Pani Bogusia sama mnie wyznaczyła, więc godnie zastąpię ją na stanowisku kierownika.
G: Przecież ty sobie nie poradzisz!
P: Niby jak?
G: Zaraz będziesz płakał, nie chcę już być kierownikiem! Nie chcę, nie chcę!
P: Japa koniu!
GP: No?
P: Zgłaszam swoją kandydaturę.
Pozostali obecni na posiedzeniu zwracają się w stronę Pawła.
P: Chciałbym godnie zastąpić panią Bogusię, przez okres tego miesiąca.
F: Ale jesteś za młody!
To: Nie poradzisz sobie!
De: Dajcie młodemu szansę!
Pozostali pracownicy zaczynają dyskutować.
GP: Cisza! Pawełek, tak... ktoś jeszcze?
Ma: Też się zgłaszam.
GP: Matuszak...
Ty: A ja też mogę?
Gruby Paweł spogląda na Tytusa i wybucha śmiechem.
GP: A Pan, niech się lepiej zastanowi, czy nie lepiej zostać zastępcą na swoim desesie! Proszę, tylko poważne kandydatury.
Da: Ja też chcę kandydować.
GP: A co Pan chce zrobić w dziale produkcyjnym?
Da: To ja godnie zastąpię panią Bogusię, młodzi są niedoświadczeni!
GP: Młodzi dobrze się starają, więc nie wiem o czym mówisz. Jestem zielony w tym temacie.
Gruby Paweł wybucha śmiechem.
GP: Hahahaaaa, zielony! Czaisz? Zielony jak trawka!
Daniel przewraca oczami.
GP: Huuu, dobrze. Zgódka. Ktoś jeszcze?
Nikt nie podnosi rąk.
G: No las rąk normalnie, głosujmy wreszcie!
GP: Dobrze, wasza trójka na środek.
Paweł, Marcin i Daniel wychodzą na środek.
GP: Kto jest za tym, aby Paweł został przewodniczącym działu?
Ręce podnosi 6 osób, w tym Tytus, Kazik i Roman.
GP: Sześć głosów. Kto za Marcinem?
Ręce podnosi również 6 osób, w tym Franek i Tomek.
GP: A kto za Danielem?
Ręce podnoszą trzy osoby.
GP: Wygląda na to, że mamy remis. Paweł lub Marcin. Pozostała trójka, proszę zagłosować na jednego z pozostałych.
K1: Wstawiam się za Marcinem.
Cl: Ja zagłosuję na Pawła.
GP: Sytuacja dalej nie jasna. Grzegorzu, głosuj.
Grzegorz zastanawia się nad głosem.
P: Serio? No dawaj, chyba nie ma innej opcji!
Ma: Ja się lepiej spiszę, niż młody.
P: Daj mu zagłosować!
Ma: To ty mu daj!
G: Cicho! Głosuję na...
Grzegorz spogląda najpierw na Pawła, potem na Marcina.
G: Na Pawła.
Pracownicy zaczynają klaszczeć.
GP: Ogłaszam pana Pawła, zastępcą kierownika produkcji!
P: Wreszcie zostałem doceniony!
GP: A teraz, wracamy do pracy! No już, raz dwa!
Pracownicy opuszczają salę konferencyjną.

Tytus idzie korytarzem, tuż za nim Marcin.
Ma: Tytus, zaczekaj!
Ty: Co?
Ma: Słuchaj, mam plan jak powkurzać Pawła. Co powiesz na to, abyśmy robili mu małe sabotaże?
Ty: Ale po co?
Ma: Dla zabawy!
Tytus uśmiecha się.
Ty: A, no to ja w to wchodzę!
Marcin i Tytus biegną na produkcję.
Ma: Wiesz co robić?
Ty: Mhm, odkręcić kur-
Ma: Cicho! Bo usłyszy!
P: Co usłyszy?
Ma: A nic nic!
P: No to do roboty, panowie!
Ma: Chwila chwila, a co ty będziesz robił?
P: No jak to co? Siedział i obserwował.
Ma: No, takiego wała.
P: Dawaj, nie gadaj.
Marcin wzdycha i podchodzi do Tytusa.
Ma: Psst, Tytus.
Ty: No?
Ma: Pora działać.
Tytus odchodzi od pudeł.
P: Co robisz, Tytus?
Ty: Zimno tu trochę, mogę odkręcić grzejnik?
P: No niech Ci będzie, tylko uważaj.
Ty: Spoczko!
Tytus podchodzi do grzejnika, zaczyna majstrować przy nim.
P: Co tam robisz tak długo?
Ty: Chyba się zaciął!
P: Daj, zobaczę.
Paweł spogląda na grzejnik.
Ma: Znam się na tym, pokaż.
Marcin bierze klucz i odkręca wodę. Strumień gorącej wody tryska na Pawła.
P: PARZY!
Paweł próbuje zakręcić grzejnik, jednak uderza łokciem w termostat, z niego zaczyna lecieć więcej wody. Marcin próbuje powstrzymać śmiech.
P: Ty się tam lepiej nie śmiej, tylko pomóż mi z grzejnikiem! Zaraz cały parter zaleje!
Marcin podchodzi do grzejnika i naprawia go z Pawłem.
Ma: Gotowe.
P: Co ja teraz miałem... a, tak. Mam do odebrania te papiery od Aśki z dołu.
Paweł wychodzi z działu.
Ma: Wiesz co robić, Tytus?
Ty: Tak! Idziemy po żółte papiery!
Ma: Nie! Ech, czasami serio widać że sam je masz.
Marcin i Tytus wychodzą z produkcji.

Paweł idzie przez korytarz. Nagle zauważa Marcina i Tytusa, idących obok, przyciśniętych do ściany.
P: A wy co?
Ty: Idziemy do tego... yyyy...
Ma: Deryl miał dla nas jakieś zadanie.
P: Git, spróbujcie się uwinąć do końca dnia.
Ma: Ok!
Marcin i Tytus biegną na górę.
P: Hm, nic mi do tego.
Paweł wchodzi po schodach na drugie piętro. Tymczasem w biurze 201... Aśka i Tomasz siedzą w gabinecie.
To: Wiesz co? Chyba podskoczę po kawkę z Waldziem. Też chcesz?
Aś: Jasne, to co zwykle.
To: Macchiato?
Aś: Nie, Tomuś.
To: Espresso?
Aś: Też nie.
To: A może to, yyy... no mam to na końcu języka...
Do biura przedziera się Marcin i chowa się za biurkiem Deryla.
To: A to co-
Tytus wpada na Tomasza, ten wypada przez okno.
Ty: Sory!
Aś: Kuźwa!
Ma: Nas tu nie ma!
Aś: Co wy znowu-
Ma: Paweł idzie, cicho!
Paweł wchodzi do biura.
Pa: Hej, przychodzę po tą dokumentację co Deryl mi przygotował.
Aś: Nie ma go.
Pa: A dasz znać jak będzie?
Tytus puszcza bąka.
Ma: Idioto!
Ty: No co?
Paweł zagląda pod biurko.
Ma: O, siemka.
P: Co wy tam znowu robicie?
Ma: Sprzątanko!
Marcin sięga po pędzelek leżący na komputerze.
Aś: To chyba jego pędzelek do paznokci u stóp.
Marcin odrzuca pędzelek w bok z obrzydzeniem.
Aś: A z resztą nie wiem co oni tam robią, na bank nie sprzątają.
P: Dobra, dobra. Wyłaźcie. Nie ma takiego kombinowania, znam was.
Marcin i Tytus wychodzą spod biurka i opuszczają gabinet. Paweł idzie za nimi.
P: Potem przyjdę, sorki za nich.
Paweł zamyka drzwi.
Aś: Pfff, faceci...

Tytus i Marcin ponownie idą korytarzem.
Ty: Nie udało się.
Ma: Nie załamuj się, bo wisienka na torcie dopiero na niego czeka. Patrz!
Marcin i Tytus spoglądają przez szybkę w drzwiach, Paweł pracuje nad zamówieniami.
Ma: Kiedy tylko nadepnie na ten guzik, rozwali całą produkcję!
Ty: Wybuchnie?
Ma: Zobaczysz.
W tle zaczyna grać muzyka podobna do Breakfast Machine. Paweł staje na guzik leżący na podłodze.
P: Co?
Linka przywiązana do guzika zwalnia piłkę do koszykówki, która wpada do rynny znajdującej się pod dachem budynku. Piłka turla się i spada na głowę Pawła. Zdezorientowany cofa się, aby wejść na rolki. Przejeżdża na drugą połowę pomieszczenia, wprost na tablicę korkową.
P: Moja twarz!
Pokłuty pinezkami idzie przed siebie, jednak potyka się o linkę, która aktywuje wyrzutnię piłeczek pingpongowych.
P: Ach! Nie! Dość!
Paweł próbuje odejść na bok, jednak ślizga się na mydle i wpada na kartony z zamówieniami. Te okazują się być wypełnione jadowitymi żmijami. Paweł ponownie ucieka przed siebie, jednak zostaje złapany za nogę przez maszynę do pakowania.
P: Pomocy! Zaraz się spawiam!
Zostaje zawinięty w folię i upuszczony do pudełka wypełnionego wypełniaczem do pakowania. Roboty obklejają pudło taśmą i wypluwają na stertę zamówień.
P: Mam dość.
Paweł gwałtownie rozrywa pudło i kieruje się do wyjścia.
P: Pierdolę taką robotę jako kierownik działu, nic tylko obowiązki i ochrzan za najmniejsze błędy. Nie no, kuźwa chyba się zaraz potnę.
Paweł mija w drzwiach Tytusa i Marcina.
Ma: Udało się!
Marcin przybija piątkę z Tytusem.

Paweł siedzi na ławce przed zakładami, z żyletką w ręku.
P: Na chuj się na to pisałem... dżizas...
Paweł podciąga rękaw i przejeżdża ostrzem po nadgarstku, nucąc. Zauważa to Tytus, który przybiega do Pawła.
Ty: Siemka! Co robisz?
P: Tnę się.
Ty: Aj, Paweł, nie ma się po co ciąć!
P: Jak nie? Ta cała praca jako menadżer tego burdelu daje mi nieźle w kość.
Ty: Jak Ci daje w kość, to może ja się nią zajmę?
P: Tja, tobie. Zapomnij.
Ty: Albo wiem! Marcin miał chrapkę na twoją posadę!
P: W sumie, mogę mu ją oddać.
Ty: Chodźmy, on chyba jest na górze!
Paweł i Tytus wchodzą na drugie piętro. Zauważają tam Daniela z Grzegorzem.
Da: No i wtedy wiesz, to był taki odruch, on mnie skopał z 3 razy, a... jak ja mu przypierdoliłem z liścia to się na glebę rzucił jak Robercik na flachę!
Pl: Ja to slyszał!
P: Siemka, widzieliście Marcina?
Da: Przed chwilą siedział gdzieś u Aśki w sekretariacie.
G: Pewnie się dymią w kantorku.
P: Dobra, dzięki.
Paweł i Tytus odchodzą.
Da: A skoro mowa o dymie...
Daniel wyciąga z kieszeni skręt.
Da: Zajaramy skuna?
G: Pewka, tylko weź uchyl okno, żeby Hipis nas znowu nie nakrył, bo znów będzie pierdzielił o jakichś tych, no, jak to się nazywało?
Da: Kudzu.
G: Ta, to kudzu. Hipisy, hipsterzy, emosy, nie-emosy, spakować to gówno do jednego wora!
Da: Konkretnie mówisz, ziomuś! Chodźmy.
Daniel i Grzegorz wychodzą poza kadr.

Paweł wchodzi do sekretariatu, jednak nie widzi tam Marcina.
P: Clark, widziałeś Marcina?
Cl: Poszedł do kuchni.
Marcin przychodzi do sekretariatu z kawą w ręku.
Ma: Ah, Paweł. Jak tam robota jako menadżer?
P: Do dupy, nigdy nie sądziłem, że takie stanowisko da mi aż taki wycisk.
Ma: Znam to uczucie, brachu.
P: A tak przy okazji, Marcin?
Ma: No?
P: Szczerze, już nie chcę być tym menadżerem. Chciałbyś może przejąć to zarządzanie za mnie?
Ma: Jeszcze nad tym pomyślę. A, przy okazji, też mam Ci coś do powiedzenia.
P: Co takiego?
Ma: Te całe awarie na dziale, to moja sprawka.
Tytus przechodzący obok wykrzykuje.
Ty: Moja też!
Ma: Wybacz, po prostu byłem piekielnie zazdrosny o twoje stanowisko. Tak to jest, kiedy to młodszy podbiera stanowisko starszemu sprzed nosa. Nie obraź się, ale szczerze myślę, że taki bardziej doświadczony jegomość jak ja, lepiej sobie poradzi na zarządzaniu. Dopóki Bogusia nie wróci, zajmę się naszym działem.
P: W sumie, nie wiem co mam powiedzieć. Ja też przepraszam, trochę mi odbiło na punkcie tego całego dowództwa, no tak to nazwijmy. Nie oszukujmy się, to takie trochę dyktatorskie popędy. A ja dałem im popust, tyrając was przy tym. Teraz już wiem, jak się czuliście.
Ma: Wiesz co, Pawi? Ja sam nie wiem, czy po tym wszystkim zasłużyłem na bycie menadżerem.
P: Nie przesadzaj. Postawiłeś się, kiedy to ja chciałem z was zrobić podwładnych. To ja nie powinienem być przewodniczącym. Proszę cię, nalegam, przejmij to stanowisko po mnie.
Marcin spogląda na Pawła, po czym na ziemię.
Ma: No nie wiem, nie wiem. Ale chyba wiem kto może zostać tym przewodniczącym.
P: Kto?

Paweł i Marcin siedzą zdenerwowani przy pudłach.
P: No lepszego kierownika chyba znaleźć nie mogliśmy.
Tytus siedzi na krześle ratownika wodnego, z okularami przeciwsłonecznymi i megafonem w ręku.
Ty: Tak jest, nie przestawajcie! No, praca wre!
P: Głupi był ten twój pomysł.
Ma: A nie przesadzaj.
Ty: Pracujemy, pracujemy!
Tytus spogląda się w obiektyw, śmieje się i zasłania go ręką.
Koniec odcinka 20.