Odcinek 2 - Chłopcy do zatrudnienia

Odcinek zaczyna się w sypialni Andżeliki, w której śpi razem z Pawłem. Nasz główny bohater wstaje zmęczony po wczorajszej dawce przygód w nowym miejscu i idzie zrobić sobie śniadanie. W salonie, Roman leży na podłodze z wielkim śladem dłoni na twarzy, który utrzymał mu się przez całą noc. Tytus dalej śpi, a Grzegorz zajmuje toaletę. Do salonu przychodzi Magda, gotowa przedyskutować plan wynajmu z chłopakami.
M: Chłopaki, chodźcie. Musimy coś przegadać.
Paweł przychodzi do salonu z Grzegorzem, po czym zajmują miejsca na kanapie, siedząc nad nadal śpiącym Romanem. Grzegorz trąca go stopą, próbując go obudzić.
G: Ej, wstawaj!
Roman wstaje, bełkocząc coś pod nosem.
M: Słuchajcie, musimy ustalić w jaki sposób będziecie płacić wynajem. Chciałabym, abyście razem płacili 5 tysięcy miesięcznie.
Cała czwórka patrzy na siebie z niedowierzaniem, bo 5 tysięcy to naprawdę pokaźna suma.
P: 5 tysięcy?
M: No, wychodzi 1250 na głowę.
G: Ja tylko płacę za siebie.
R: Ja nawet nie mam grosza złamanego!
T: Mam orzeczenie!
M: No cóż, jeśli będziecie chcieli tu zostać, lepiej znajdźcie sposób na zarobienie pieniędzy.
Chłopacy zaczynają się głowić, jak zarobić pieniądze.
P: Chłopacy, chyba wiem!
G: No, co?
P: Pójdziemy do pracy!
R: Gdzie chcesz znaleźć pracę?
P: W gazecie widziałem kilka ogłoszeń o pracę, na pewno coś znajdziemy dla naszej czwórki. Pierwszy na liście... mechanik?
G: Nie ma mowy, nie chcę sobie ubrudzić nowego garniaka. Lepiej samemu sobie naprawić auto, a nie do jakiegoś brudnego wieśniaka oddać, by jeszcze z konta tysiaka pociągnął.
Ty: Ale Grzechu, ty jesteś wieśniakiem!
G: Wszyscy jesteśmy wieśniakami, ok?! Wszyscy wywodzimy się z jednej zabitej dechami miejskiej wiochy!
P: Chodźcie, na pewno znajdziemy jakąkolwiek robotę.

Tymczasem u Twórcy, nasz antagonista przechadza się po ulicy ze swoją zabawkową bronią, przyciągając krzywe spojrzenia przechodniów.
Tw: Hoho, nie jesteście na to gotowi. Będziecie klękać przede mną, przed swoim panem, muahaha! A potem wciągnę was z powrotem do łba mojego, hahaha!
Twórca dostaje dłuższego ataku kaszlu, po czym się otrzepuje. Obok Twórcy przechodzą chłopcy, rozmawiając o znalezieniu pracy. Oko zabłysło mu na samą wieść, będzie mógł wrobić chłopaków w pracę u niego - aby ich schwytać.
Tw: Praca? Idealnie! Będę mógł zrobić im mały sabotaż!
Twórca biegnie z powrotem do swojej rudery, szukajac lepszych ubrań - żeby zrobić wrażenie na chłopakach. Grzebiąc w szafie, znalazł obrzyganą koszulę i podarte dżinsy - swój strój codzienny.
Tw: Do diabła, przecież tak nie pójdę, ja będę wyglądał jak menel!
Spoza ekranu słychać pojedynczy śmiech, najpewniej jednego z producentów. Wpieniony Twórca obraca się do statywu, warcząc.
Tw: Kto tam się śmieje?

Chłopcy idą na miasto, w celu znalezienia warsztatu - pierwszej opcji pracy. Nawigacja chłopców przez miasto nie jest szczególnie prosta, gdyż nie zdążyli jeszcze dobrze poznać jego struktury.
Ty: Chłopacy, gdzie my idziemy?
P: Zaczekaj, Tytus. Mam GPSa, który zaraz wskaże nam drogę na gościa.
G: GPS? A co to za jakiś chiński podsłuch?
P: GPS jest amerykański, kretynie.
Ty: Haha, tak? Amerykański?
G: Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to ci pokażę kto tutaj jest kretynem.
R: Chłopaki, chyba widzę jego warsztat!
Roman wskazuje na niewielki warsztat na peryferiach San Santany. Pomimo że wygląda na opuszczony, pracuje tam garstka mechaników.

,
Szef dopala swojego papierosa, po czym zwraca się do chłopców:
S: Czołem, chłopcy!
P: Dzień dobry, szukamy pracy.
Ty: Widzieliśmy Pana ogłoszenie w gazecie!
G: Kto jeszcze czyta gazety?
S: Dobrze, kadeci. Chyba znajdę dla was jakieś zadanie. Będę potrzebował, abyście znieśli mi kilka pudełek z narzędziami. Są na górze, na magazynie. Pierwsza półka od lewej, tuż na wejściu. No to, let's go!
Chłopcy udają się do magazynu, który wcale nie wygląda lepiej od zewnątrz. Jest jeszcze bardziej zakurzony, a przez okna ledwo widać cokolwiek. Chłopców wita Michał, asystant Szefa.

M: Siemano, wy pewnie jesteście tu nowi.
R: A no, jesteśmy nowi. Szef powiedział abyśmy poszukali mu narzędzi.
M: Pudełka są na regale po lewej, niektóre są też na środkowym regale.
P: Dobra, mam jedno.
Tytus zauważa osę, która zaczyna latać koło jego nosa. Przestraszony zaczyna wymachiwać rękoma, co tylko rozwściecza owada. Zaczyna go gonić po całym magazynie, po czym wpada na jeden z regałów.
G: Tytus, co ty odpier-
T: Osa, goni mnie! Goni mnie osa!
Regał zaczyna się trząść, tak jakby miał się przewrócić. Na szczęście po chwili przestał, a chłopacy odetchnęli z ulgą. Nagle jednak osa ląduje na lewej ręce Tytusa, pokazując mu dwa środkowe palce.
O: Hello, motherfucker!
Osa zaczyna żądlić Tytusa, który zaczyna skakać z bólu. Ponownie wpada na regał, który się przewraca - popychając pozostałe. W kilka sekund magazyn zostaje zasypany śrubkami, zakrętkami i częściami. Ponowne posortowanie rozsypanego towaru zajmie kilka tygodni.
M: No to pozamiatane.
Szef natychmiast wbiega na górę, słysząc zgiełk.
S: Co tu się dzieje?
G: Tytus wbiegł na regał.
Ty: Goniła mnie osa!
S: Dosyć tego, wasza czwórka, won! Nie chcę was tu więcej widzieć.
P: Do diaska.
G: Ale jak to nasza czwórka? To Tytus rozwalił regały!
Szef podnosi z ziemi metalową rurę i wygania chłopców z warsztatu.
S: Woooon!

Zrezygnowani chłopcy idą dalej, wkurzeni na Tytusa.
R: Debilu, to przez ciebie nas wylał z roboty!
Ty: Ty nie rozumiesz, goniła mnie wściekła osa, w rękę mnie użądliła!
G: Zaraz tą rękę to ci odjebię, zapewniam Ci.
Grzesiek spogląda na Pawła, z pytaniem o następną pracę.
G: Dobra, Pawi. Jaki jest nasz następny cel?
P: Ok, na drugim miejscu mamy salon urody.
G: Salon urody? Nie ma mowy, to pedalska robota, dla bab.
R: Hura, może w końcu zarucham!
Z drugiej strony ulicy obserwuje ich Twórca, z kolejnym planem. Siedzi za śmietnikiem supermarketu, ponownie przyciągając krzywe spojrzenia przechodniów.
Tw: Salon urody, powiadacie? Chyba mam pomysł...

Chłopcy zatrzymują się przed salonem urody, pod którym czeka na nich właścicielka salonu - Justyna. Zna Magdę, która jest jej częstą klientką.
J: Hejo! A co to za przystojniaki do mnie przychodzą?
Roman natychmiast po usłyszeniu tych słów zaczyna się rozpływać, tak jakby się zakochał. On potrafi się zakochać w każdej kobiecie, jak to on.
Ty: Oho, tracimy Romka!
P: Przyszliśmy tutaj po pracę.
J: Cała czwórka?
G: Mnie proszę nie wpisywać, ja tutaj pracować nie zamierzam.
P: Niech Pani go nie słucha, on tak zawsze.
J: No dobrze... wasza czwórka, zapraszam. Mamy dzisiaj pracowity dzień.
Chłopcy podążają za Justyną do salonu, który jest z pozoru pusty. Po chwili do salonu przychodzi kobieta o dosyć znajomych rysach twarzy.
K: Hello, co tam u was cukieraski?
Chłopcy spoglądają się na kobietę, nie wiedząc kto kryje się pod przebraniem.
K: Och, moi drodzy, potrzebuję fryzjera, najlepiej na teraz!
J: Doskonale Pani trafiła, mamy tutaj czwórkę nowych pracowników. Oni się Panią zajmą.
K: Naprawdę? Och, jak się cieszę!

Klientka siada na fotelu, spoglądając na chłopców ze złowieszczym uśmieszkiem.
P: Proszę się odprężyć, za chwilę zaczniemy naszą sesję.
Ty: Zrobimy z Pani prawdziwą ślicznotkę!
P: Zacznijmy naszą sesję od przycięcia tych kudłów.
Paweł nakłada na klientkę fartuch, po czym zaczyna jej przycinać włosy. Zaczyna złośliwie poruszać głową, aby utrudnić Pawłowi obcinanie włosów.
P: Gdyby mogła Pani nie ruszać głową, skończylibyśmy szybciej.
K: Przepraszam, po prostu się stresuję.
Kobieta śmieje się pod nosem, po czym próbuje podstawić Pawłowi nogę. Ten wywraca się i rozcina jej skórę na głowie nożyczkami.

K: AAAAAAAAAAAA KURWA JAK BOLI!!!! CO TY ROBISZ???
P: Najmocniej przepraszam, potknąłem się! Już zaraz pójdę po jakieś gaziki.
Paweł biegnie do Tytusa, który trzyma butelkę z nieznanym płynem.
P: Tytus, mógłbyś odkazić Pani ranę?
T: Jasne, już idę.
Paweł zauważa na etykiecie napis "Kret". Jednak było już za późno i Tytus wylał substancję na głowę klietnki, która przeżera się przez jego skalp.
K: AAAAAAAA BOLI JESZCZE BARDZIEJ!!!!
P: Tytus, do diaska! To nie jest środek odkażający! Czy ty wiesz co wylałeś Pani na łe- głowę?
Ty: Kreta! On przeczyszcza rury!
P: Nie stosuje się go na ludziach! Dawaj mi to!
Ty: Nie, ja go odłożę!
Paweł i Tytus zaczynają szarpać się o Kreta, wylewając go jeszcze więcej na Twórcę. Ten już nie ma siły krzyczeć, osuwa się z fotela i zwija z bólu.

W międzyczasie Roman rozmawia z Justyną przy recepcji.
R: I wiesz, nawet mi się trochę spodobałaś. Twoje zainteresowania, nawet pasują do moich. Co powiesz, abyśmy od czasu do czasu spotkali się po pracy?
J: No pewnie, nie widzę-
Nagle konwersację przerywają dantejskie sceny z drugiego końca salonu. Justyna zauważa zmasakrowanego Twórcę, obdartego z ubrań i włosów, oraz Tytusa i Pawła bijących się o butelkę kreta. Zawstydzony Twórca natychmiast ucieka z salonu, zakrywając swoją twarz.
J: Wy faceci, wy wszyscy jesteście tacy sami. Wiedziałam, że nie mogę wam zaufać. Wynoście się z tąd. I nie wracajcie.
Tytus, Paweł i Grzegorz wychodzą z salonu.
R: A ja mogę zostać?
P: Chodź, idziemy z tąd.
Paweł wyciąga Romana z salonu za rękę, który macha ze łzami w oczach Justynie. Wkurzona odwraca się i wraca na recepcję.

Tytus, Paweł i Roman są wkurzeni na siebie. Żaden z nich nie chce ze sobą zamienić słowa.
G: No, chłopaki. Widzę, że nam szybko zleciało.
P: A co ty wiesz, co się właściwie stało? Ty cały czas na dworze siedziałeś.
G: Nie chciałem pracować w salonie urody! No dobra, jaki jest nasz następny cel?
R: Opłaca się nam dalej szukać pracy?
P: Romek, ty się weź nie odzywaj jak cię nikt nie prosił.
Roman odwarkuje Pawłowi, wyzywając go pod nosem.
P: Dobra, następny cel podróży - chińska restauracja.
Już z kilkunastu metrów od restauracji zaczyna rozbrzmiewać orientalna muzyka, a przed nią stoi i wymachuje jej szef - Mistrz Xiao. Zauważa chłopców i zaczyna ich wołać:
X: Choćcie, choćcie, do chiśka restauracja! My mamy zniśka!
P: Dzień dobry, szu-
Ty: Szukamy pracy!
P: Nie wcinaj mi się w zdanie!
X: Aaa, wy chcecie praca? Oczywiścia, ja znajeźć dla was praca! Ja mieć kilka pozycji! Czerwony i Ciarny, wy iść do kuchnia. Zielony i Niebieśki, wy iść na kasa. Wy dwaj, ja dam wam śpatułki i wy badziacia kuciak obracać. Nauci was mój brat, Feng. A wy dwaj, chodźcia ze mną na kasa. Ja naucza was kasa!

Paweł i Roman idą do kuchni, gdzie wita ich Feng.
F: 孩子們好!讓我教你如何做飯。(Cześć dzieciaki, nauczę was gotować!)
P: Rozumiesz coś?
R: Nie.
F: 抱歉,什麼?(Przepraszam, co?)
P: Do you speak English?
Feng kręci głową.
P: Sprechen Sie Deutsch?
Feng znowu kręci głową.
P: Parles-tu français?
Feng ponownie kręci głową.
P: ¿Hablas español?
Feng kręci głową po raz czwarty.
P: Romek, znasz jeszcze jakieś języki?
R: Znam trochę rosyjski. Ты говоришь на русском языке?

F: Аааа, да! Я говорю по-русски. Я был в России несколько раз. (Aaa, tak! Mówię po rosyjsku. Byłem tam z kilka razy.)
R: Мой двоюродный брат, он живет в России! (Mój kuzyn, on mieszka w Rosji!)
F: А друг, не говорит по-русски? (A kolega nie rozmawia po rosyjsku?)
P: Nie, ja nie goworit po rosyjsku. Ja goworit tylko po polsku, angielsku i niemiecku.
F: Ок, я покажу вам, кухню. (Dobra, pokażę wam kuchnię.)

Feng pokazuje chłopcom stanowisko pracy.
F: Вот холодильник. В холодильнике лежат ингредиенты. А еще дровяная печь и казан. Здесь вы готовите еду. Рецепты можно посмотреть в книге рецептов. Понял? (A tu jest lodówka. W lodówce macie składniki. A tu obok, drewniany piec i garnek. Tutaj gotujecie posiłki. Możecie zobaczyć książkę kulinarną w razie wątpliwości. Rozumiecie?)
R: Да, мы понимаем. (Tak, rozumiemy.)
F: Тогда работайте! Я еду в Сяо. (To do roboty! Idę do Xiao.)
Feng idzie do Xiao, zostawiając naszą czwórkę przy kasie. Paweł i Roman gotują dania, a Tytus i Grzegorz obsługują klientów. Po kilku obsłużonych klientach, przy ladzie Grzegorza staje osoba niebinarna, a właściwie - osobo niebinarne.

G: Dzień dobry, co Pani podać?
N: Pani? Czyś ty właśnie nazwał mnie Panią?
G: No i co w tym złego?
N: Jestem osobem niebinarnym, moje zaimki to ono/one.
G: Nie ma czegoś takiego jak osoba ono/one. Nieważne, przejdźmy do zam-
N: Nie, jestem niebinarne i masz tak się do mnie zwracać.
G: Wam dzieciakom w dupach się przewraca od tego Twittera, serio.
N: Teraz to jest X, nie Twitter.
G: No i po co ta dyskusja?
N: To ty zacząłeś, ty transfobiczny śmieciu!
G: A to tylko początek zalet!
N: Nieważne, poproszę kotleta z soczewicy. I do picia sojowe mleko.
G: O, jakie miłe się nagle zrobiło. Nie mamy kotletów z- a chwila... Oczywiście że mamy! Proszę sobie usiąść, nasi szefowie zaraz przyniosą danie.

Grzegorz prowadzi osobę niebinarną do stolika, podśmiechując się pod nosem.
G: Ok, zamówienie przyjdzie za 10 minut.
Grzesiek idzie do chłopaków z zamówieniem, celowo przekręconym.
G: Chłopaki, to.. coś, prosiło o stek wołowy. Weźcie jak największy kawałek i to pronto, bo to... coś, wcale nie brzmiało na zadowolone.
Paweł i Roman zaczynają przyrządzać danie w pośpiechu, w obawie przed zlinczowaniem przez osobę niebinarną. W międzyczasie Grzegorz szuka mleka krowiego, zamiast mleka sojowego i nalewa go do szklanki. Po chwili pod ladę przychodzi osoba niebinarna i zaczyna narzekać na powolny serwis, mimo że nie minęły nawet 2 minuty. Ostatecznie wyrobili się w osiem, po czym Grzegorz podaje danie osobie zjeban- to znaczy niebinarnej.
N: Ty mnie w chuja robisz? To przecież jest wołowina, a to mleko to krowie mleko!
G: A skąd wiesz jak smakuje wołowina i krowie mleko, melepeto?
N: Nieważne! Ja nie będę, tego, JEŚĆ!
Osoba niebinarna rzuca stekiem w Grzegorza i oblewa mlekiem.
G: O ty suko, już nie żyjesz.
Grzegorz wyrywa szklankę z ręki osoby niebinarnej i rozbija ją na jej twarzy, po czym posyła na ziemię lewym sierpowym. Osoba niebinarna opuszcza z płaczem restaurację, grożąc sądem Grzegorzowi. Klienci zaczynają opuszczać restaurację po ataku, czym zostaje zaalarmowany Xiao.

X: Co tu cieje się?! Dzie klienty uciakają?!
G: Panie Xiao, zostałem zaatakowany przez niebinarne potworzysko!
X: Nie piadol mi tutaj Niebieśki, ja widzieć psies kamera co ty robić! Wy szyscy, wypiatalać! Nasza knajpa nie ma miejśce dla psiemoc!
P: No i zajebiście...

Już po raz trzeci, chłopcy zostali wywaleni z roboty. Nikt nie zamienia ze sobą słowa do czasu, aż doszli do ostatniego miejsca pracy - czyli klubu Long Island Red. Zatrzymuje ich szef klubu, latynos.
S: A wy dokąd? Po 20 wejście na przepustkę.
Ty: Ale jest jeszcze 19:57!
Szef podnosi palec, jednak jest zmuszony uznać rację Tytusowi.
S: Dobra, ale grzecznie mi tu.
Chłopcy wchodzą do klubu, w którym odbywa się impreza. Romek natychmiast lgnie do baru, przy którego ladzie siedzi atrakcyjna kobieta. Paweł łapie Romana za ramię i mówi:
P: Pamiętaj, przyszliśmy tu szukać pracy!
R: Pierdoli mnie ta praca, ja chcę się bawić!
Ty: Nie pleć bzdur, chodź z nami szukać!
G: A niech se robi co chce, ja idę się odlać.

Grzegorz udaje się do toalety, a Roman rozpoczyna rozmowę z młodą kobietą.
R: Hej mała, jak masz na imię?
A: Aśka...
R: Jestem Romek i nawet mi się spodobałaś. Napijemy się czegoś?
A: Nieeee.... jestem taka napruta....
R: Chcesz zobaczyć ile ja mogę wypić?
A: A dawaj...... do dna......
Romek wykupuje cały bar z alkoholi i zaczyna je pić po kolei, opróżnia ich dziesiątki w przyspieszonym tempie. W kilka chwil zaczyna mu odwalać, zaczyna skakać po stołach i krzyczeć na cały głos.
R: JESTEM KRÓLEM ŚWIATA! A WY MI... PODWŁADNI STEŚCIE!
Grzegorz wychodzi z łazienki, w sam raz aby zobaczyć "spektakl" pijanego Romana.
G: Co on odpierdala?
Ty: Wypił cały alkohol z baru!
P: Roman, złaź kurwa! Zaraz nas wywalą z klubu!

Roman zeskakuje ze stołu, po czym zaczyna biec w stronę tancerki. Spycha ją z rury, po czym sam zaczyna na niej tańczyć.
R: HAHAHAAAAAA, JESTEM BALETNICĄ! OH YEAH!
Wkurzony Szef bierze Romana pod pachę i wyrzuca chłopców z baru.
G: Kurwa mać, ty jebany debilu! Przez ciebie nigdzie nie znajdziemy pracy!
R: blblbl, haahaha... i- impreza trwa!
G: Wstawaj, wstawaj!
Grzegorz zaczyna kopać Romana, sytuację powstrzymuje Paweł.
P: Lepiej z tąd chodźmy, nie mam już sił do szukania pracy.
Chłopcy idą do mieszkania, taszcząc ze sobą upitego w sztok Romana.


Chłopcy dotarli do mieszkania, drzwi im otwiera Magda.
M: Hej, trochę długo wam zeszło.
G: Zdecydowanie za długo.
A: Hej chłopaki, co tak długo?
P: A weź nie pytaj.
Ty: Wszyscy jesteśmy temu winni...

Koniec odcinka 2.


.